Przygotowany dosyć ambitny plan zwiedzania chcąc jak na dobrego turystę przystało zobaczyć jak najwięcej prowadził nas od wczesnych godzin przedpołudniowych aż do samego wieczoru. Oprócz s zwiedzania, oglądania i podziwiania nie zabrakło dobrej zabawy i sympatycznej atmosfery. Ale po kolei. Nasza wyprawa rozpoczęła się deszczowym porankiem od wizyty w loży masońskiej, miejsca dla niektórych kontrowersyjnego a dla innych może mniej znanego a dla jeszcze innych niezwykle interesującego z aspektu historycznego. W tym miejscu dowiedzieliśmy się, o niezwykle dużej liczbie osób którą zrzesza to stowarzyszenie na terenie Irlandii. Co ciekawe masoni skupiają w swoich szeregach jedynie mężczyzn a wywodzi się to z kultu pracy i tego, iż dawniej to właśnie mężczyźni wykonywali ciężkie prace. Podobno jedyną kobieta jaka kiedykolwiek była dopuszczona do tego zakonu była Elizabeth Aldworth.
Wszystkich zapewne interesuje "co grupa ta obecnie robi i czym się zajmuje?". Otóż prowadzą oni działalność charytatywną, która polega na anonimowej pomocy potrzebującym. Co jeszcze nas zadziwiało to wystrój lóż - szczególnie ta która swoim wyglądem przypominały średniowieczne pomieszczenie.
W nastroju historii i średniowiecza przeszliśmy do Elizabeth Fort, gdzie z murów obronnych rozpościerał się widok na centrum Cork. Mało kto wie, ale wcześniej miejsce to spełniało funkcje więzienia dla kobiet a od kilkunastu lat mieści się tam posterunek policji. Można było tam spróbować sztuki łuczniczej oraz na chwile zostać zakutym w dyby, aby na własnej skórze przekonać się jak ciężko oddychać czy poruszać głową w tych męczarniach, które przechodziły tam niegdyś uwięzione kobiety.
Nieopodal fortu mieści się dobrze znana wszystkim w Cork katedra St. Fin Barre's ze złotym aniołem na dachu. Bardzo dobrze przygotowana obsługa tego miejsca ku naszemu zaskoczeniu miała przewodniki nie tylko w j.angielsku ale również i w polskim.
Chwila zmęczenia i potrzeba wypicia kawy zaprowadziły nas do Triskel Christchurch miejsca wydawało by sie sakralnego jak sama nazwa wskazuje, jednak już nie, teraz od niedawno zakończonego remontu mieści się tam sala koncertowa z wyjatkową akustyką, sala kinowa oraz restauracyjka. Nasze dziewczyny z grupy nie mogły zaprzepaścić takiej szansy i nie wypróbować swoich muzycznych głosów ze sceny, chyba nie poszło im najgorzej, bo pojawiły się brawa z sali.
Po szybkim orzeźwieniu, nagleni czasem znaleźliśmy się w budynku Portu oraz przy cumującym statku patrolującym z Cobh "Ciara". Można powiedzieć, iż każdy statek jest taki sam i co na nim jest takiego do zwiedzania zastanawia niektórych. My jednak zawsze znajdziemy coś interesującego co może nas zaciekawić i dlatego warto było tak długo czekać w kolejce na wejście na pokład. Obsługa statku była nie tylko uprzejma ale i bardzo pomocna, co dziewczynom przypadło do gustu i wspominają do dziś spotkanie z marynarzykami
Tyle miejsc już odwiedziliśmy, ale to nie koniec. Siły jeszcze były to też odwiedziliśmy fabrykę rzeźby i miejska galerie kończąc na restauracji Pavilion, gdzie mało kto wie mieściło się niegdyś kino.
Wycieczka bez zagubionego turysty, super mamy i babci, które są
przygotowane na każdą ewentualność, maja tysiąc pomysłów i rzeczy w
swojej torebce nie była by tak rewelacyjna jak ta na której byliśmy. I
wszystko dobrze się skończyło turysta dzięki Kasi się znalazł, babcia
miał watę cukrową a mama przeczytała bajkę. Dziękujemy wszystkim, którzy
wybrali się z nami na Cork Heritage Open Day. Do usłyszenia na
kolejnej wyprawie po znanym a nie odkrytym nam jeszcze Corku.
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz