wtorek, 27 sierpnia 2013

Turyści w Cork

To była rewelacyjna wycieczka, zwiedzone super miejsca a to wszystko nie gdzie indziej jak w sercu naszego miasteczka - Cork Turyści byli z nas pierwsza klasa, bo tak czuliśmy się idąc szlakiem historii, kultury i edukacji w Cork. Zwiedzaliśmy te miejsca które nie są dostępne  dla  postronnego człowieka i  turysty. Miejsca otwarte dla zwiedzających jedynie dwa razy do roku, oraz te które na co dzień wymagają biletów wstępu. Jednak nie sposób było zobaczyć wszystko w jeden dzień, aż a może tylko 37 a zarazem  jednych z najbardziej fascynujących budynków  począwszy od epoki średniowiecza do militarii, od miejskich sal do komercyjnych pomieszczeń, od  edukacji poprzez historie do sakralnych świątyń zapraszało każdego do wejścia za jego próg.


Przygotowany dosyć ambitny plan zwiedzania chcąc jak na dobrego turystę przystało zobaczyć jak najwięcej prowadził nas od wczesnych godzin przedpołudniowych aż do samego wieczoru. Oprócz s zwiedzania, oglądania i podziwiania nie zabrakło dobrej zabawy i sympatycznej atmosfery. Ale po kolei. Nasza wyprawa rozpoczęła się deszczowym porankiem od wizyty w  loży masońskiej, miejsca dla niektórych kontrowersyjnego a dla innych może mniej znanego a dla jeszcze innych niezwykle interesującego z aspektu historycznego. W tym miejscu dowiedzieliśmy się, o niezwykle dużej liczbie osób którą zrzesza to stowarzyszenie na terenie Irlandii. Co ciekawe masoni skupiają w swoich szeregach jedynie  mężczyzn  a wywodzi się to z kultu pracy i tego, iż dawniej to właśnie mężczyźni wykonywali ciężkie prace. Podobno jedyną kobieta jaka  kiedykolwiek była dopuszczona do tego zakonu była  Elizabeth Aldworth.
Wszystkich zapewne interesuje "co grupa ta obecnie  robi i czym się zajmuje?". Otóż prowadzą oni działalność charytatywną, która polega na anonimowej pomocy potrzebującym. Co jeszcze nas zadziwiało to wystrój lóż - szczególnie ta która swoim wyglądem przypominały średniowieczne pomieszczenie.

                                         
                                         


                                          

                                          
W nastroju historii i średniowiecza przeszliśmy do Elizabeth Fort, gdzie z murów obronnych rozpościerał się widok na centrum Cork. Mało kto wie, ale wcześniej miejsce to spełniało funkcje więzienia dla kobiet a od kilkunastu lat  mieści się tam posterunek policji. Można było tam  spróbować sztuki łuczniczej oraz  na chwile  zostać zakutym w dyby, aby na własnej skórze  przekonać się jak ciężko oddychać czy poruszać głową w tych męczarniach, które  przechodziły tam niegdyś uwięzione kobiety.




Nieopodal fortu mieści się  dobrze znana wszystkim w Cork katedra St. Fin Barre's ze złotym aniołem na dachu. Bardzo dobrze przygotowana obsługa tego miejsca ku naszemu zaskoczeniu  miała przewodniki nie tylko w j.angielsku ale również i w polskim.

Chwila zmęczenia i potrzeba wypicia kawy zaprowadziły nas do Triskel Christchurch miejsca  wydawało by sie sakralnego jak sama nazwa wskazuje, jednak już nie, teraz od niedawno zakończonego remontu mieści się  tam sala koncertowa z wyjatkową akustyką, sala kinowa oraz restauracyjka. Nasze dziewczyny z grupy nie mogły zaprzepaścić takiej szansy i nie wypróbować swoich muzycznych głosów ze sceny, chyba nie poszło im najgorzej, bo pojawiły się brawa z sali.

Po szybkim orzeźwieniu, nagleni czasem znaleźliśmy się w budynku Portu oraz przy cumującym statku patrolującym z Cobh "Ciara". Można powiedzieć, iż każdy statek jest taki sam i co na nim jest takiego do zwiedzania  zastanawia niektórych. My jednak zawsze znajdziemy coś interesującego co może nas zaciekawić i dlatego warto było tak długo czekać w kolejce na wejście na pokład. Obsługa statku była nie tylko uprzejma ale i bardzo  pomocna, co dziewczynom przypadło do gustu i wspominają do dziś spotkanie z marynarzykami






Tyle miejsc już odwiedziliśmy, ale to nie koniec. Siły jeszcze były to też odwiedziliśmy fabrykę rzeźby i miejska galerie kończąc na restauracji Pavilion, gdzie  mało kto wie mieściło się niegdyś kino.

Wycieczka  bez zagubionego turysty, super mamy i babci,  które są przygotowane na każdą ewentualność, maja tysiąc pomysłów i rzeczy w swojej torebce nie była by tak rewelacyjna jak ta na której byliśmy. I wszystko dobrze się skończyło turysta dzięki Kasi się znalazł, babcia miał watę cukrową a mama przeczytała bajkę. Dziękujemy wszystkim, którzy wybrali się z nami na Cork Heritage Open Day. Do usłyszenia na kolejnej  wyprawie  po znanym a nie odkrytym  nam  jeszcze Corku.





.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz