piątek, 2 sierpnia 2013

Na wycieczce w Dingle

Słoneczne lato w Irlandii  to zjawisko, którego mało kto sie spodziewał tego roku. Grzechem było by nie skorzystać z takiej okazji i nie czerpać jak najwięcej witaminy D ze słońca. Także, gdy tylko to możliwe udawaliśmy się to na piesze wycieczki, to na pikniki i trasy rowerowe. A tym razem przyszedł czas na całodniową wyprawę. Propozycji, gdzie sie wybierzemy padało mnóstwo w końcu wybraliśmy  Półwysep Dingle oraz miasteczko portowe Dingle i był to strzał w dziesiątke. Dla tych, którzy nie wiedzą - Półwysep Dingle znajduje się w południowo - zachodniej częsci Irlandii w hrabstwie Kerry.



Padło na sobote 20 lipca. Rankiem wszyscy zjawili się na wyznaczone miejsce odjazdu. W drodze do Dingle zatrzymalismy się w Castle Island, aby zwiedzić Crag Cave – jaskinie powstałe kilka tysięcy lat temu. Pobyt 400 metrów pod powierzchnią ziemi dał nam upragnioną ochłode w tak upalny dzień. Ciężko uwierzyć, że niewielkiej postury stalaktyty i stalagmity potrzebują aż tyle czasu by powstały z nich widoczne i warte podziwu „rzeźby”. Natura ma to do siebie, iż rządzi się swoimi prawami a na efekty trzeba  niestety długo czekać. Zaopatrzeni w jaskiniowe pamiątki ruszyliśmy w droge. Przed nami było jeszcze półtorej godziny jazdy do wyznaczonego celu a „rozśpiewany” autobus był zapewne nielada atrakcją dla kierowcy.

Ograniczenia czasowe oraz napięty plan wycieczki sprawiły, iż każdy wybrał dla siebie najodpowiedniejszą  forme spędzenia czasu w miasteczku Dingle. Część grupy wybrała się na zwiedzanie prowincjonalnej, ale jakże kolorowej i serdecznej dla turystów mieściny witającej każdego nie tylko barwnymi domkami, ale również zapachem świeżo smażonej ryby, która przyciąga niejednego zwiedzającego. Inni zachwyceni portem, udali się na spacer wzdłuż zatoki Dingle skąd możecie zobaczyć te piekne zdjęcia poniżej.

Najbardziej jednak oblegane było oceanarium, gdzie oko w oko można było spotkać rekina i na pozór niegroźne szare rybki jakimi są piranie. Natomiast Ci co odważniejsi mieli możliwość dotknięcia płaszczki. Podwodny świat cieszył nie tylko dzieci, które miały okazje z bliska zobaczyć podwodne istnienia ale i nas samych, bo nie codzień mamy okazje zobaczyc takie cuda natury. Jedyne co było minusem w oceanarium to to, iż jest tak małe a bedąc już w „głębinach oceanicznych” ma się ochotę zostać jak najdłużej i zobaczyć jak najwięcej tego co stworzyła matka natura. Niedosyt ten rekompensował bardzo dobrze wyposażony sklep z pamiątkami, gdzie nie jedna rybka znlazła nowego własciciela w dziecięcych rękach.

Mimo poslizgu czasowego nasze dziewczyny nie popuściły trasy objazdowej na Slea Head Drive, gdzie spektakularne widoki i dreszczyk emocji spowodowany widokami zza okna był wart poświęcenia czasu na zobaczenie tego miejsca.
A na koniec niedługi postój na plaży Inch. Gdzie nawet sobie nie wyobrażacie jakie ukojenie przyniosło nam to krótkie zanużenie się w oceanicznych falach. Było warto chociaż na chwile poleniuchować w tym nietypwym miejscu, gdzie na horyzoncie łączy się ocean z górami.
Podsumowując seniorzy i wycieczkowicze proszą o więcej. Nie tylko miejsca i spektakularne widoki, ale sama atmosfera wśród wycieczkowiczów zaprasza na kolejne podróże i nie tylko z grupą „Kawa czy herbata” z Centrum Together.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz